Dziękuję Piotr, za Mowę Dharmy. Bardzo budująca. Mój duch rewolucyjny chciałby chwycić sztandar i ruszyć na barykady. Tylko gdzie te barykady? Tak jak Piotr opowiadał ładnie, GNDh uderza w czukpi, wtedy jest “O, Jezu”, kiedy uderza na koniec, wtedy jest ulga, to pomyślałam, że ciekawa rzecz, po latach praktyki, jest na odwrót. Koniec siedzenia to jest, “och jaka szkoda”. Czyli właściwie, wszystko zostaje tak samo, dalej ten umysł przywiązania i pragnienia zostaje. Tylko trochę innego rodzaju pragnienia powstają. Inne przywiązania, przywiązanie do siedzenia w spokoju. Ale wciąż przywiązania. Czyli jeszcze jeden krok jest konieczny. Może są jakieś pytania?

Mam pytanie. Piotr powiedział, że na początku praktyka jest trudna, ale potem staje się łatwiejsza. Ale ja czekam i czekam, ale nie jest łatwiej. Ja mam teraz więcej cierpienia i konfliktów.

Jedyny wniosek jaki się nasuwa, jeszcze więcej praktyki jest konieczne. Problem polega na tym, że praktykujemy kilka lat, może dziesięć lub więcej i wydaje nam się, że to tak długo i dużo praktykujemy, a w rzeczywistości jesteśmy na tej drodze jak małe dzieci, które zaczynają chodzić. Wstają, robią jeden krok, chwieją się, upadają. Znowu wstają, rozglądają się czy nikt nie patrzy, znowu upadają. Niektóre dni są lepsze, niektóre gorsze. Niektóre miesiące lepsze, inne gorsze. Niektóre sesje lepsze, inne gorsze. Ale cały czas jest to powolny proces małego dziecka, które uczy się chodzić. Jednocześnie cały czas się rozwijamy, cały czas idziemy do przodu, nawet jeżeli nie mamy takiego wyraźnego poczucia. Problem tylko polega na tym, że często ustalamy sobie wysokie standardy, wobec siebie. Ja pamiętam, lata temu, gdy zaczynałam, jechałam, na pierwsze Kyol Che i miałam takie bardzo silne przekonanie “no, na tym Kyol Che, to coś osiągnę”, trzy tygodnie siedzenia, na pewno coś dostanę … “. I oczywiście, w trakcie tych trzech tygodni wiele rzeczy się działo. Kompletnie zapomniałam ten umysł ” ja to dostanę “. Ponieważ myślę pozytywnie, wiec szybko zbieram się po takich małych porażkach. I gdy Kyol Che się skończyło, pomyślałam “OK. Nie to Kyol Che, to następne…” No i tak to już trwa dwadzieścia kilka lat. Może to Kyol Che! Kto wie?! Jest ważne, żeby nie zapominać, że jesteśmy zwykłymi istotami ludzkimi, nie świętymi. Bo zwykle wtedy, człowiek jest rozczarowany, zawiedziony, nawet do tego stopnia, że rezygnuje. I mniejszy optymista może podejść w ten sposób: “Ta praktyka nie jest dla mnie, ta praktyka nie działa. Poszukam czegoś innego”. Także nie czynić sobie wielkich oczekiwań, względem siebie, względem swojej praktyki. A także, nie mieć tych oczekiwań względem innych. Innych, szczególnie Nauczycieli Dharmy, którzy wg nas jeżeli noszą długą szatę, to powinni coś osiągnąć. Są jeszcze jakieś pytania ?

Zarysowana została wielka nagroda. Wielka nagroda na koniec, która właściwie jest trudna do określenia. Można w to wierzyć, że jest wspaniała. Dlatego to się nazywa wiara. Wierzymy, że jest wspaniała. Ja mam pytanie o przystanki. Czy jest kilka chociaż przystanków po drodze, gdzie możemy ocenić “Już coś osiągnąłem”. Może jeszcze tej nagrody głównej nie ma, ale już sam czuję , ze wszedłem na jakiś szczebelek i już coś dostałem.

Tak, oczywiście to jest bardzo trudna droga, bardzo żmudna i trudna. I dlatego zwykle w takich sytuacjach, Wszechświat się zatroszczył o to, żebyśmy mieli czasami takie poczucie, że warto, warto się tak trudzić. W praktyce Dharmy istnieje cos takiego jak Dharma candy, cukierki Dharmy. Bez tych cukierków życie byłoby bardzo smutne. Ja myślę, że każdy z nas, jeżeli siedział już jakiś czas w medytacji, doświadcza tego. Doświadcza takich momentów spokoju, jasności, radości. Jeśli nie doświadcza, to wkrótce będzie doświadczał. Gwarantuję wam. Gwarantuję, że jeżeli nie do końca tej sesji, to po sesji każdy z was będzie bardzo szczęśliwy. W rzeczywistości następują duże zmiany, jeżeli się poważnie podejdzie do praktyki. Oczywiście to znowu nie jest to czego my oczekujemy. Bo okazuje się, że zawsze jest z tym problem. Mamy jakieś oczekiwania i przez to nie zauważamy rzeczy, które się pojawiają. Mamy pewne idee, także chcemy jakichś szczególnych stanów umysłu, odmiennych stanów świadomości. To jest jak z wchodzeniem na szczyt góry. Cały czas mamy tylko w umyśle “Jak mam dostać się na ten szczyt?”. Gdy wchodzimy na ten szczyt, po drodze jest mnóstwo wspaniałych, interesujących rzeczy, wspaniale rośliny, zwierzęta, po drodze na górę jest bardzo ciekawie. Tylko trzeba się otworzyć na to, zostawić swoje oczekiwania, zostawić swoje wyobrażenia. Po prostu otwierać się na to co się pojawia. Możesz zacząć patrzeć bardziej jasno, słyszeć jasno, myśleć jasno, odczuwać jasno. Nie jest tak, że dopiero kiedy znajdziesz się na szczycie, możesz widzieć jasno. Nie, możesz zacząć już w tej chwili. Tam, na szczycie masz tylko większą perspektywę. Więcej pracy do zrobienia: “O, ile cierpiących istot”. Jest bardziej zabawnie, wspinając się na ten szczyt. Oczywiście to co nam przeszkadza, to nasz egoizm, skupienie na sobie. Wszystko kreci się cały czas wokół tego. Nie wiemy co to jest, ale wszystko się wokół tego kreci. Wszyscy już siedzieli przez dłuższy czas i doświadczali tego bardzo wyraźnie. Także pewne, już poustalane koncepcje, które każdy z nas ma. To jest ten kolejny, gruby filtr, który przesłania rzeczywistość. Dlatego DSSN-m ma takie wspaniałe nauczanie, powtarza: “Zostaw to wszystko”. Ale jest pewna różnica. Zostaw to wszystko, nie znaczy, stłum to wszystko. To jest duża różnica. Praktycznie to jest to, co robimy przez cale życie, gdzieś spychamy, zwłaszcza te bardziej bolesne doświadczenia, czy bardziej niewygodne myśli. I teraz jest wspaniały moment tak naprawdę. Jest połowa Kyol Che. Zwykle jest tak, że na samym początku, pierwszy tydzień, to jest tydzień adaptacyjny, przyzwyczajanie się do miejsca, do nowej sytuacji, do siebie nawzajem. Mniej więcej w połowie Kyol Che mówimy, nasza karma zaczyna się pojawiać. Nasze nawyki, tendencje. Jest to bardzo cenny moment, ponieważ można wreszcie dokładnie to zobaczyć. My to rozumiemy w tej chwili bardzo dobrze intelektualnie: Większość ludzi w momencie, kiedy zaczyna się czuć trochę niewygodnie, zaczyna kombinować “Ja chcę żeby było fajnie i miło. Nie chcę, żeby było nieprzyjemnie”. I tutaj się zaczyna problem. Każdy znajduje sobie inna rozrywkę. Ktoś zaczyna myśleć o dobrym jedzeniu. Ktoś inny myśli o pięknej kobiecie lub mężczyźnie. Ktoś inny wpada w trans słuchając wiatraka. Ktoś inny się zakochuje. To świetny sposób. Są jeszcze inne, bardziej wymyślne sposoby. Np. ktoś zaczyna grzebać się w swoim cierpieniu. Zaczyna sobie przypominać jakieś ciężkie chwile swojego życia i użalać nad sobą: “Dziesięć lat temu dziewczyna mnie rzuciła. Jak ona mi to mogła zrobić. Mam nadzieję, że ją też ktoś rzuci”. To jest naprawdę świetny sposób na zabicie czasu. Dlatego o tym mówię, ponieważ rzeczywiście, jest to potencjalnie, bardzo dobry moment, żeby to uchwycić. Zazwyczaj w tym wszystkim, w tym co się dzieje w naszym umyśle, jest trudno się zorientować. Ale zawsze jest jasny moment. Jeżeli jesteśmy naprawdę uważni i przez moment nie poddamy się swojej rozrywce. Albo nie popadniemy w taki stan snu, bo jest jeszcze taka alternatywa. Wtedy jest na ogół taki moment, kiedy możesz to uchwycić, naprawdę to zależy od Ciebie: pójdziesz za tym, czy pozostaniesz przytomny, przynajmniej na jeden moment. I na tę jedną chwilę, jeśli pozostaniesz uważny i nie pójdziesz ani w sen, ani w swoja rozrywkę, w tym jednym momencie jesteś Buddą. Może to nie jest wspaniała nagroda, przez jeden moment być Buddą. Myślę, że dużo bardziej cenne jest to, że jeśli uda ci się to zrobić, zaczynasz wierzyć w siebie. Przez moment wierzysz w siebie: “To jest możliwe, ja nie muszę podążać za swoją karmą”. To jest moment przełomowy. To jest bardzo istotny w praktyce moment. I bardzo satysfakcjonujący. Jedna bitwa zwycięska. Do następnej już podchodzimy z większą siłą i energią. Jakieś pytania?

Ja mam pytanie dotyczące tego co omawiałaś przed chwilą, o tym żeby rzeczy puszczać, a nie blokować czy upychać. Ale tez jest taka tendencja, że w czasie praktyki, z czasem dokopujemy się do rzeczy takich właśnie dawno upchniętych Takich sprzed paru lat, sprzed dziesięciu, może wracamy do jeszcze młodszych lat i czy to nie jest tak, że aby pewne rzeczy puścić, trzeba je wyciągnąć.

Tak, ja często mówię o tym, żeby puścić, trzeba najpierw wiedzieć co jest do puszczenia. Najpierw musisz postrzec swoja karmę, a następnie przekroczyć. W praktyce zen, najpierw trzeba przetrawić swoje doświadczenia, następnie puścić. W zasadzie dopiero wtedy zaczyna się medytacja. Ale proces trawienia jest długi. I prawdę mówiąc, ja nie znam innego sposobu. Są przeżycia dosyć mocne w naszym życiu. I jeśli są to mocne przeżycia, one będą wracać. Np. ja miałam pierwszy poród bardzo trudny. I później przez rok, zawsze gdy siadałam na odosobnieniu, to całe doświadczenie wracało. To jest trochę tak jak z oglądaniem filmu. Oglądasz jeden film pięćset razy, w końcu masz go dość i rzeczywiście, w sposób naturalny odpada. I zostaje strawiony. Ważne jest, żeby w tym nie utkwić. Nie analizować. Pojawia się. OK. Pozwolić pojawić się i pozwolić odejść. To jest praktyka zen. OK?

Mam pytanie na temat cierpienia. Ja słuchałem relacji, ze spotkania Papieża z młodzieżą. Papież ciągle powtarzał, że “Gdyby nie Chrystus, nie byłoby zbawienia” itd. Ale chodzi o pochodzenie tego cierpienia. Właśnie na styku religii jest wiele cierpienia. Np. moja była dziewczyna, nie chciała mnie przedstawić swojemu ojcu, ponieważ jestem buddystą. Czy widzisz jakieś możliwości na dialog pomiędzy religiami ?

Nie wiem dlaczego nie mogłeś się przedstawić. Czy teraz przedstawiając się mówisz: “Jestem buddystą”? “Piotr” nie wystarczy? W tych czasach, ja nie wiem, może się zmieniło. Może teraz trzeba najpierw powiedzieć “On wyznaje taką religię, należy do tej partii…”? Nie, po prostu to my stwarzamy to cierpienie. Tak naprawdę nie ma żadnego cierpienia. Cierpienie powstaje, ponieważ jest silne przywiązanie do nazwy i formy, do mowy i słów. Papież mówi “Jezus”, ktoś mówi “Budda”. Ktoś mówi “Budda jest lepszy od Jezusa”. Kiedyś mój syn wrócił ze szkoły, i powiedział: “Mamo, co ja mam zrobić, przezywają mnie Budda”? A ja mu powiedziałam: “To wspaniale. Możesz im powiedzieć, Budda to jest tak jak Jezus. Czyli ty jesteś Jezusem, jesteś Bogiem. Powinieneś być dumny z tego”. Na następny raz on od razu to załatwił: “Hej, ja jestem Bogiem. Budda to Bóg”. Nazwy i formy różne, ale wszystko to samo. Gdy tylko umysł ludzki jest bardziej otwarty, postrzega to i nie ma z tym żadnego problemu.

Ale wielu ludzi właśnie nie ma tej jasności i ma silne przywiązanie do autorytetów.

To jest prawda. I dlatego my uczymy w naszej szkole, aby stać się niezależnym. Także mówimy: “Gdy spotkasz Buddę, musisz zabić Buddę”. Musisz zabić autorytet. Nikt nie może powiedzieć “Kiedy spotkasz Jezusa, musisz zabić Jezusa”. Nie zostanie to zrozumiane. Gdyby go naprawdę zabili, nie byłoby tego problemu. Ale Go nie zabili, zmartwychwstał. To jest szkoła otwierania umysłów. Ja bym bardzo chciała, żeby sześć miliardów ludzi zapisało się do tej szkoły. Żeby można było otworzyć umysły wszystkich ludzi. Ale robimy co możemy. Pytania?

Co to jest karma ?

Karma to jest prawo przyczyny i skutku. I cokolwiek się przydarza na tym świecie, jest jego wynikiem. Dwie rzeczy musza się pojawić: przyczyna i warunki. Gdybyście przyjechali tutaj i nie byłoby tutaj sali Dharmy, nie można by zrobić takiego odosobnienia. Wiec to są te warunki. Teraz skutek musi się pojawić. Na efekty cały czas liczymy. Albo weźmy zapałki w pudełku. Jeśli nie potrzesz zapałki i nie zapalisz, to skutek się nie pojawi. Tłumacząc tak bardzo jasno: jeżeli zasiejesz zielona fasolę, wyrośnie zielona fasola. Nie czarna, nie żółta, tylko zielona. Prawo karmy jest bardzo ważne, i ważne jest zrozumienie tego prawa. Ponieważ bardzo często ludzie żalą się na swój los, to życie które mamy, jest wynikiem naszego działania. To my je stworzyliśmy, nikt inny tego nie stworzył. Bóg tego nie stworzył. Każdy z nas sam je stworzył. Budda kiedyś powiedział: “Jeśli chcesz znać swoje przyszłe życie, spójrz na swoje życie teraz. Także, jeśli chcesz poznać swoje przyszłe życie, spójrz na swoje życie teraz”. A jeżeli nie podoba Wam się to życie, które macie, to jesteście w dobrym miejscu. Tu jest możliwe cos z tym zrobić. DSSN-im często mówi “Człowiek przychodzi na ten świat, nie ma to żadnego znaczenia, nie ma żadnej racji. Także nie ma żadnego wyboru”. Po co przychodzimy na ten świat? Dlaczego? Skąd w ogóle się pojawiamy na tym świecie? Gdy rodzimy się, skąd przychodzimy ? Gdy jesteśmy na tym świecie, czym w ogóle jesteśmy? Wkrótce umrzemy, dokąd pójdziemy? To nie jest takie śmieszne. My tego wszystkiego po prostu nie wiemy. Więc dlaczego, po co przychodzimy na ten świat? Ktoś ma jakiś pomysł? Mariusz ma pomysł.

Mówiłaś o postrzeganiu i puszczaniu. Ale jak to rozróżnić, bo jest np. coś co mogę tylko postrzegać, bo to jest moja silna karma i nie mam się co denerwować, bo nic z tym nie zrobię. I mogę postrzegać i postrzegać i postrzegać, po prostu. Jak to rozróżnić, czy mam nic z tym nie robić, tylko postrzegać, czy mam cos z tym zrobić i uciąć to ?

Samo się nie zrobi. Nic się samo nie zrobi. Musisz włożyć w to jakąś pracę. Czyli, jeżeli postrzegasz swoje tendencje, popracuj nad tym. Np. taki prosty nawyk, jak wychodzenie z sali Dharmy w czasie chodzonej medytacji. Wiele osób wychodzi bez specjalnej potrzeby. Dlaczego?…. I wracaj, staraj się siedzieć w sposób obiektywny. Pozwól aby to wszystko przychodziło i odchodziło. Mistrz zen, Ko Bong mówił “Nie zajmuj się swoja karma. Zawsze tylko dbaj o to, żeby twój nawyk praktyki był silny”

Chciałbym się dowiedzieć jak Buddyzm odnosi się do sprawy aborcji?

Cokolwiek robisz, musisz mieć jasność, Dlaczego? Jeśli chodzi o aborcję, to jeszcze trzeba się temu dokładnie przyjrzeć, ponieważ chodzi o życie ludzkie. Może zdarzyć się tak, że ktoś urodzi niechciane dziecko, albo w rodzinie jest już dużo dzieci i nie ma kompletnie warunków, wszystko to trzeba rozważyć bardzo dokładnie. Jeśli wszystko wskazuje na to, że to dziecko nie ma szans w tym życiu, to aborcja jest dopuszczalna. Ale na tym nie koniec. Potem trzeba zrobić ceremonię Ji Jang Bosal, musimy się zatroszczyć o to nienarodzone dziecko.

Chciałbym zapytać o Ji Jang Bosal.

Ji Jang Bosal to Bodhisatwa, która opiekuje się ludźmi po śmierci, ale nie tylko, także dziećmi.

Chciałbym zapytać o kontakt z innymi ludźmi. Mam z tym trochę problem.

Paradoksalnie my obawiamy się innych ludzi, mamy do nich małe zaufanie. Obawiamy się siebie nawzajem. Np. idziemy pustym lasem i ktoś nadchodzi z przeciwka. Pierwsza reakcja to strach. Dzisiaj spacerowałam po lesie i nadchodził ktoś z przeciwka, gdy tylko mnie zobaczył, zmienił trasę. A jeśli już zdecyduje się przejść, to jakaś dziwna energia powstaje, ktoś przechodzi i czuję ten strach. To jest trochę śmieszne, bo tak naprawdę to powinniśmy się obawiać samych siebie. Jeśli się zastanowicie, dużo więcej problemów, więcej cierpienia, stwarzamy sobie sami. Dlatego Mistrz Zen Song Am Eon, kiedy osiągnął oświecenie, udał się w góry, dookoła nie było nikogo, był zupełnie sam a jednak codziennie rano wychodził przed pustelnię i wołał do siebie: “Mistrzu!”. I odpowiadał sobie: “Tak?”. Musisz utrzymywać czysty umysł!” “Tak!!”. “Nie daj się zwieść nikomu, żadnego dnia, o żadnej porze, Tak!, tak!” Dlaczego?

Jeśli nie ma więcej pytań, to po krótkiej przerwie przystąpimy do następnej bitwy. Każdy już ma bardzo silną broń, żeby wygrać tę bitwę. Tylko ludzka istota ma taką silną broń. Tylko ludzka istota może osiągnąć oświecenie. Użyjcie tej silnej broni. Tylko róbcie to! Jeśli wasze nawyki pociągają was za sobą, skorzystajcie z tej pomocy, którą stosował Mistrz Zen Song Am Eon i nie dajcie się zwieść. Kto jest tym prawdziwym mistrzem? Dziękuję bardzo.